To nie pierwszy raz, kiedy usłyszałam takie wyznanie i wiedziałam jak jej pomóc. Zanim jednak Ci o tym opowiem, przyjrzymy się głębiej jak wpływa na nas w dorosłym życiu trauma czucia się niechcianą. Jest ona powszechniejsza niż się wydaje i możemy się nauczyć rozpoznawać momenty, w których się w nas odzywa.
Symptomy, że czujesz się niechciana
Kiedy chcesz umówić się z przyjaciółką, kiedy idziesz na rozmowę o pracę, kiedy masz do zaoferowania swoje usługi, kiedy chcesz kogoś o coś poprosić, kiedy pokazujesz światu swoje dzieło, nawet – kiedy piszesz post na Facebook – pojawia się niepewność i lęk. Obawa jak będziesz przyjęta, czy będziesz zaakceptowana, czy Twoje potrzeby zostaną uznane, zobaczone, uszanowane. Czy masz prawo dla siebie brać? Czy to co dajesz ma wartość? Czy on będzie z Tobą chciał?
Ten lęk w kobiecie, która czuje się niechciana, będzie sprawiał, że będzie się wycofywać i nie podejmować ryzyka wystawienia się na zranienie. Będzie opuszczać swoje potrzeby, nie pozwalać sobie na tworzenie tego, czego pragnie, rezygnować ze swoich marzeń. Niezależnie od sygnałów jak bardzo jest chciana, będzie się bała, że zostanie opuszczona. Będzie dawać z siebie za dużo, żeby tylko czuć się chcianą i potrzebną, odrzucając swoje uczucia i potrzeby.
Taka kobieta głęboko wierzy, że jej się nie da kochać.
Gdyby dało się ją kochać, mama by ją kochała. Mama by jej dawała uwagę. Mama by ją chciała.
Tak myśli dziecięca, zraniona część w nas.
Przebudzenie
Jako dorosłe kobiety potrzebujemy sobie uświadomić, że kobieta która nas urodziła jest takim samym człowiekiem jak my. Miała swoje emocje, pragnienia, marzenia i plany. Może ciąża przyszła dla niej w trudnym momencie, kiedy była młoda, niegotowa na dziecko, kiedy miała już inne dzieci i nie czuła przestrzeni na kolejne. To wszystko są ludzkie sprawy.
Może też sama była zagubionym dzieckiem, które nie potrafiło sobie poradzić z opieką nad drugą istotą. Może nie wiedziała jak regulować swój układ nerwowy i była w ciągłym stresie, nie mając w sobie pojemności i możliwości, aby przyjąć emocje i potrzeby swojego dziecka. Może miała swoje marzenia i wraz z ciążą musiała je na zawsze pogrzebać.
To czy nas chciała czy nie, czy opiekowała się nami czule czy nie, niczego nie mówi o naszej wartości.
To w żaden sposób Ciebie nie określa.
Bo to nie jest o Tobie i o tym jaka byłaś ani na co zasługiwałaś, ale o tym na ile Twoja mama była świadoma i potrafiła Ci dawać miłość. Ty nie miałaś na to najmniejszego wpływu.
Niestety nasza maleńka podświadomość nie ma o tym zielonego pojęcia.
Dla dziecka to, że nie dostaje uwagi oznacza tylko jedno – coś musi być z nim nie tak.
Dla dziecka mama jest całym światem, jeśli ona nas nie chce, to znaczy, że świat nas nie chce.
Że nie ma dla nas miejsca.
Że nie mamy prawa tutaj być.
To dlatego tak wiele z nas, kobiet, które noszą w sobie tę ranę, nie pozwala sobie na dobre, szczęśliwe życie. Bo w głębi duszy wierzymy, że na nie nie zasługujemy.
Czy możemy dotrzeć do tej zamrożonej w czasie części nas i pokazać jej, że jest inaczej?
Potrzebujemy to zrobić, ponieważ dopóki nie skontaktujemy się z tą częścią siebie, która wierzy, że nas się nie da kochać, nie uda nam się jej uzdrowić. A jeśli nie uda nam się jej uzdrowić, to ta rana w podświadomy sposób będzie kierować naszym życiem.
Uzdrowienie tej rany jest możliwe i widziałam to wiele razy.
Również w tej sesji, o której pisałam Ci na początku. A było to tak. Kiedy z bólem wyznała, że czuła się niechciana, że mama nigdy nie zwracała na nią uwagi, zapytałam ją czy może sobie pozwolić, aby poczuć rozpacz tego dziecka w sobie. To jak bardzo wtedy cierpiało, to czego tak bardzo potrzebowało, a nie było mu to dane, to jak bardzo czuło się samotne.
Zgodziła się. Ból przechodził falami przez jej ciało, jej ramiona wstrząsane płaczem, łzy płynące po policzkach.
Siedziałam w milczeniu, czule jej towarzysząc, aby mogła skontaktować się z tą częścią siebie, która lata temu zamroziła w sobie to uczucie bycia niewartą miłości i aby mogła je przyjąć i uwolnić ból, który tak długo w sobie trzymała.
Trwało to kilka chwil. Kiedy zobaczyłam, że to uczucie przepłynęło i się wysyciło, powiedziałam:
Życie chciało, abyś tu była.
To dlatego przyszłaś na ten świat, narodziłaś się poprzez Twoją mamę. Bo Życie chciało, abyś tu była. Twoja mama była tylko człowiekiem. Tak samo niedoskonałym i tęskniącym za miłością i czuciem się bezpieczną jak każda z nas. Ale jest głębsza siła i to ona zdecydowała o tym, że masz się narodzić. Że masz prawo tu być. Że jest dla Ciebie miejsce.
Patrzyłam jak powoli te zdania docierają do niej, wnikają gdzieś głębiej.
Rozluźniła się. Jej oddech się pogłębił, tak jakby po raz pierwszy poczuła, że ma prawo tu być, że ma prawo brać oddech, zajmować sobą miejsce.
Uzdrawianie starych ran to proces, który wymaga czasu
I nie zrozum mnie źle. Nie mówię, że ta jedna sesja wszystko zmieniła i odtąd ta rana czucia się niechcianą nigdy już się w niej nie odezwie.
U każdej osoby, która jest na tej ścieżce, ta rana będzie się odzywać jeszcze wiele razy.
Ale jeśli za każdym razem obejmiesz ją świadomością i miłością, jeśli przyjmiesz rozpacz tego dziecka w sobie i pozwolisz uczuciom wybrzmieć w ciele, one będą coraz mniejsze. Aż w końcu ta nowa świadomość zagości się w Tobie na dobre i zaczniesz obserwować jak Twoje życie zaczyna odzwierciedlać Twoje nowe postrzeganie samej siebie.
Zaczniesz widzieć sygnały z otoczenia, że jesteś chciana, wybierana, celebrowana – dla siebie samej, takiej jaką jesteś.
Moje studentki w
Roku Przebudzenia uczę krok po kroku procesu, który pomaga zaopiekować się naszymi zranieniami i traumami z dzieciństwa. Pierwszym krokiem tego procesu jest niewypieranie uczuć, które nam się pojawiają, ale bycie z nimi, przyjmowanie ich i opiekowanie się nimi z czułością. Traktowanie ich jak ważnych przewodników, którzy pokazują nam, że coś starego, bolesnego, jest już gotowe, aby wyjść na światło, uzdrowić się i przemienić.
Potrzebujemy delikatności i czułego towarzyszenia sobie w momentach, kiedy stare zranienia dają o sobie znać.
Bo one będą się odzywać, i to tak długo, aż stare uczucia się wysycą i nauczymy się na nowo, w praktyce, na poziomie ciała i naszego układu nerwowego, że jesteśmy bezpieczne, że przynależymy, że nas się da kochać, że wszystko z nami okay. Kiedy uwolnimy wstyd bycia niechcianą i poczujemy nie tylko na głowę, ale w ciele i w sercu, że my przyjmujemy siebie.
Ta codzienna wewnętrzna praca, którą robimy, aby się zaopiekować swoimi zranionymi miejscami jest najważniejszym elementem naszego uzdrawiania. Wspieram w tym kobiety już od ponad 13 lat i wzruszam się za każdym razem kiedy widzę jak robią kolejny krok w stronę przyjęcia i otulenia miłością całej siebie. Wiele razy byłam świadkiem jaka jest siła w spotkaniu ze swoimi uczuciami zamiast uciekania od nich i jak dzięki świadomemu zajęciu się swoimi ranami, nasze życie cudownie się przemienia.
Najnowsze komentarze